Trump spiera się o pierwszeństwo z Reaganem
12/01/2017, 10:05
Donald Trump potraktował wybory jak biznes, do którego trzeba przekonać Amerykę. A ona uznała, że warto z nim zrobić ten interes. Charyzmatyczny wojownik z niewyparzonym językiem uwiódł Stany Zjednoczone. Przed nim zrobił tak tylko Ronald Reagan.
Donald Trump od początku kampanii wyborczej wypadał źle w relacjach dziennikarskich i komentarzach ekspertów. Coś się w nim jednak podobało zwyczajnym Amerykanom. Taki kandydat, który nie przypadł do gustu własnej partii i komentatorom, a zdobył sympatię rzesz Amerykanów był jednak już wcześniej. Nazywał się Ronald Reagan.
Trump nawiązał do mitu i spuścizny Reagana już w pierwszym przemówieniu w czerwcu 2015 roku, kiedy ogłosił, że będzie się ubiegał o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. Za swoje hasło wyborcze przyjął też reaganowski slogan „Make America Great Again” (Uczyńmy Amerykę znów wielką). Ale Trump nie kryje też, że we wszystkim chce prześcignąć Reagana.
Pomyślane i zrobione
Donald Trump w polityce pojawił się nagle i, jak niektórzy dodają, bez ostrzeżenia. Swoje sympatie partyjne zmieniał prawie tak często, jak zdanie w czasie kampanii wyborczej. Pod tym względem Reagan miał większe doświadczenie, a jego sympatie polityczne były trwałe. W przeciwieństwie do Trumpa do Białego Domu dochodził powoli.
Trump od razu zagrał o całą stawkę. Widocznie uznał, że jest ona w zakresie jego możliwości. Zgodnie z tym jak powiedział kiedyś o sobie „Nigdy w życiu nie uprawiałem hazardu. Hazardzista to ktoś, kto w kasynie kręci się obok automatów do gry. Ja wolę być właścicielem tych automatów”.
Mówi też, że doprowadza do finału wszystko, z czym się w życiu mierzy. Finalizowanie spraw zgodnie z dewizą „pomyślane – zrobione” jest jednym z kluczy do zrozumienia sukcesu nowo wybranego prezydenta USA.
Prezydentura jak biznes
Jako kandydat na prezydenta Trump przeniósł swój styl i sposób prowadzenia interesów do sfery politycznej. Jego kampania prezydencka bardziej przypominała działania marketingowe na szeroką skalę niż polityczny PR. Dominowały w niej aktywności zaczerpnięte wprost z modelu hierarchii efektów (Hierachy of Effect Model) i pozycjonowania (Positioning Model).
Jeśli prześledzimy kampanię Trumpa, to z łatwością odnajdziemy w niej doskonałe rozeznanie sceny politycznej, wszystkich kontrkandydatów i pomysły strategiczne na pokonanie ich choćby poprzez atakowanie politycznej poprawności. Na tym tle ostry język i obrażanie właściwie każdego wyglądają bardziej na strategię, odpowiadającą na potrzeby ludzi rozczarowanych politykami i elitami, niż przypadek.
Elementem strategii było odnoszenie się do gospodarki i do osiągnięć prezydenta Reagana w tej dziedzinie. Prostym językiem opowiadał o tym, co złości lub martwi Amerykanów. Na jednym ze spotkań mówił na przykład „Zobaczcie, w jaki sposób zachowujemy się w Iraku. Budujemy szkoły, budujemy drogi, a potem ktoś wysadza szkołę, wiĘc budujemy nową; a potem ktoś wysadza drogę, a my budujemy ją na nowo. Ale przy tym wszystkim nie możemy zbudować pieprzonej szkoły na Brooklynie.”
Łatwo też rozpoznać marketingową niszę, którą wybrał dla siebie Trump – bycia jedynym i najlepszym.
Wiedzieć jak wygrać
Wielu komentatorów w Polsce, ale także w Stanach Zjednoczonych, twierdzi, że Trumpowi nie udało się przekonać do siebie Amerykanów, bo wynik głosowania bezpośredniego był korzystniejszy dla Hillary Clinton. Osoby te warto odesłać do zasad, na jakich odbywają się wybory w USA. Znali je doskonale oboje kandydaci i wiedzieli, że muszą pozyskać głosy elektorskie, a nie indywidualne. Donald Trump był w tym po prostu bardziej skuteczny niż jego rywalka.
Trump realizował swoje prezydenckie przedsięwzięcie z ogromną precyzją. Zmienił kierownictwo swojego sztabu wyborczego na ludzi bardziej doświadczonych na politycznych szczytach, gdy kampania stała się ogólnokrajowa. Nie bez powodów jej menedżerem została wtedy Kellyanne Conway, doświadczona ekspertka w dziedzinie sondaży.
Toczył spór z dziennikarzami, do których zaufanie w USA, według badań Gallupa, drastycznie spada każdego roku. Do wyborców zwracał się bezpośrednio podczas dużych otwartych spotkań albo za pomocą mediów społecznościowych.
Rywalizacja z Reaganem
Reagana i Trumpa z pewnością wiele różni, ale kilka cech łączy – w tym olbrzymi talent polityczny i umiejętność uwodzenia wyborców. Obaj za priorytet uznali poprawę stanu gospodarki i zasobności portfela Amerykanów.
Złośliwi dodają, że łączy ich również wiek, z którego uczynili atut. W tej kategorii Trump odebrał już swojemu mistrzowi palmę pierwszeństwa o kilka miesięcy i w wieku 70 lat został najstarszym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Czy uda mu się to także, jeśli chodzi o jakość rządzenia?
Czy strategie marketingowe z kampanii wyborczej zamieni na sukces prezydencki? Jeden z komentatorów amerykańskich daje taką podpowiedź „Trumpa należy traktować serio, w przeciwieństwie do jego słów”.
Powrót do bloga